Nie jest to mistrzostwo pióra. Książka przypomina tani, aczkolwiek niezwykle wciągający serial. Każdy jej rudział jest jak kolejny jego odcinek.
Książka przedstawia losy typowego start-upowca – człowieka z genialnym (w swoim mniemaniu genialnym) pomysłem, który ma rozwiązać problemy ludzkości.
Człowiek ów założył firmę, zatrudnił ludzi, a jego firma, zamiast rosnąć i zapewniać mu coraz lepsze życie, coraz bardziej go zadłuża.
Jego małżeństwo zaczyna wisieć na włosku.
Ot, typowy scenariusz typowego start-upa.
Pierwsze skrzypce gra jednak elektryzująca blondynka imieniem Sam, która wywraca życie głównego bohatera do góry nogami.
A cała akcja książki rozgrywa się w przeciągu tygodnia i dzieje się w Las Vegas podczas turnieju Mistrzostw Świata w Pokerze.
Książka w przystępny sposób obnaża prawdę i całą prawdę o typowym start-upie i jego założycielu z genialnym pomysłem, którego, z jakiegoś powodu świat nie chce docenić, a on przez to nie może zbić fortuny.
W równie przystępny sposób pokazuje, co zrobić, żeby ukierunkować tok myślenia start-upowca na odpowiednie tory oraz w jaki sposób znaleźć rozwiązanie na problem, który faktycznie dotyczy potencjalnych klientów, a nie pojawił się i siedzi jedynie w głowie założyciela start-upa.
Nie jest to literatura wysokich lotów, ale dla kogoś, kto rozważa otwarcie działalności, żeby wdrożyć w życie swój genialny pomysł, albo prowadzi już firmę, z której prowadzenia za wiele nie wynika, jest to pozycja, która z pewnością dużo wniesie i bardzo się przyda.