Młodzi ludzie kończą studia z postawą roszczeniową. Są pewni siebie, pewni swych umiejętności i wydaje im się, że mogą stawiać warunki. I owszem, mogą!
Rynek pracy, tak jak i każdy inny rynek definicję i zasady nim rządzące ma takie same: jeśli jakość usług oferowanych przez pracownika jest dla usługobiorcy (tu: pracodawcy) w odpowiedniej cenie, następuje zawarcie transakcji, czyli podpisanie umowy.
Młodzi ludzie kończąc studia faktycznie mają jakieś pojęcie i z pewnością nie małe o tym, co przez kilka lat maglowali. Dyplomów nie rozdaje się jak ulotki na ulicy, więc jeśli ktoś już takowy ma i to jeszcze znaczącej uczelni, nie ma możliwości, by w studiowanym temacie nie wiedział niczego. Wiedząc więc jaką jakość swych usług jest w stanie zagwarantować, ma prawo żądać zapłaty za swoją wiedzę i umiejętności.
Ostatnio na forum pt. „dam pracę/szukam pracy” wybuchła bomba. Osobą, która podpaliła lont była absolwentka studiów historycznych jakiegoś uniwersytetu, która, jak sama stwierdziła, czyta dużo, nieustannie czyta i już coraz więcej wie na temat Social Mediów, w związku z czym szuka pracy w tej właśnie dziedzinie.
Zanim jednak przeszła do sedna sprawy, pisząc swojego aż nadto rozlazłego w słowach posta, dość dosadnie uprzedziła hejterów przed ich hejtowaniem. Wstęp kierowany do hejterów sprawiał wrażenie, jakby celem posta nie było znalezienie pracy (post miał być zamachaniem ręką w stronę tłumu potencjalnych pracodawców), a uaktywnienie jak największej ilości ludzi, która sprowadzi dziewczynę do parkietu.
Wpis miał tryb dość roszczeniowy. Był za długi i monotonny. Większość pierwszych komentatorów przyznała, że nie była w stanie doczytać „litanii” do końca.
Ale nie mniej niż 1500zł!
Dziewczyna wyraźnie podkreślała, że nie szuka praktyki; szuka pracy, która byłaby płatna minimum 1500zł, ponieważ:
- mieszka pod Warszawą i musi do niej dojechać
- nie jest na garnuszku rodziców, więc musi coś jeść
- musi opłacić rachunki, bo trzeba gdzieś mieszkać
- i oczywiście musi się ubrać, bo rzeczy nie są wieczne.
Po podsumowaniu całość wyszczególnionych wydatków dała kwotę 1500zł.
Ja, jako specjalista ds. marketingu, pracując na stanowisku specjalisty ds. marketingu (ogólnie pojętego marketingu, nie małego jego wycinka zwanego Social Mediami, czy reklamą), mając za sobą lata kierunkowych studiów oraz kilka miesięcy doświadczenia, pracując na umowę o dzieło zarabiałam 1500zł. Jakim więc prawem, powiedzcie mi, ona chce tyle samo? Trzeba być trochę odpowiedzialnym za swoje wybory. Wiadomo, że w wieku 19 lat nie wszyscy wiedzą, czego chcą, co będą chcieli robić w przyszłości, ale nie zwalnia ich to z odpowiedzialności.
Piszę: nie wszyscy, bo znam jednego człowieka, który wiedział. Z premedytacją wybrał studia dotyczące marketingu, które skończył z doskonałymi wynikami, a teraz leci w swojej karierze zawodowej jak burza! Ale trzeba mu przyznać – uwielbia to to co robi i robi to dobrze.
Ja idąc na studia nie byłam nawet w pełni świadoma, co tak na prawdę można studiować! A, że kierunek, który ukończyłam z tytułem inżyniera okazał się jednak nie być tym, co tygryski lubią najbardziej, studia magisterskie wybrałam absolutnie inne. Poszłam na Zarządzanie. Nie miałam pojęcia co to takiego, ale poszłam. I dobrze zrobiłam, bo studia nie tylko poszerzyły moje horyzonty możliwości późniejszej pracy, uzupełniając uprzednio zdobytą wiedzę ekonomiczno-informatyczno-opsychologiczną (tak, mam inżyniera z bardzo dziwnego, eksperymentalnego kierunku), ale okazały się absolutnym strzałem w dziesiątkę. Dzięki temu, uderzając w stanowiska dedykowane absolwentom zarządzania, swoją pierwszą pracę zaczęłam zawodzie: na stanowisku kierowniczym.
– Ale, żeby zarządzać nie trzeba mieć skończonych studiów z zarządzania
Nasłuchałam się i wciąż się nasłuchuję tych opinii prawie w każdej rozmowie z kimś, kto nie ma pojęcia, czym tak na prawdę są studia z zarządzania; czym w ogóle jest zarządzanie. Uważam jednak, że jeśli tyle szanujących się uczelni ma ten kierunek u siebie i to również na programach studiów 5-cio letnich oznacza, że coś musi w tym być, nie? Inaczej z pewnością nie powielano by tego kierunku z taką namiętnością.
Na szczęście duże firmy, takie jak JMD, Unilever, czy Mars podzielają moje zdanie. Warunkiem koniecznym aplikowania na dobrze płatny staże menedżerskie, które firmy te oferują absolwentom warunkiem koniecznym jest ukończenie studiów z zarządzania.
Podbieranie stołków
Owszem, z fizycznego punktu widzenia firmą zarządzać może każdy. Każdy może też bawić się Social Mediami. Ja i zdecydowana większość osób, które ukończyły wraz ze mną studia magisterskie z zarządzania na jednej z najlepszych uczelni technicznych w Polsce z dyplomem magistra, podwójnego magistra lub magistra inżyniera nie mogła znaleźć pracy. Z resztą nie tylko oni! Moja znajoma ukończywszy psychologię na Uniwersytecie Wrocławskim ze specjalizacją HR o pracy w zawodzie również może tylko pomarzyć.
Główną przyczyną tego jest fakt, że my, znając swoje kompetencje chcieliśmy płacę około 2-3 razy wyższą niż osoby, które świadome bladości swojego pojęcia o marketingu, mając w ręce dyplom filozofii, na rozmowie z pracodawcą życzyły sobie pensje głodowe, aby tylko dostać pracę, aby tylko w biurze, aby tylko mieć na opłacenie pokoju w mieszkaniu zbiorczym i na bułkę z masłem na śniadanie. Obiad może dofinansuje pracodawca, w końcu go stać!
Pracodawca: człowiek z wykształceniem niekierunkowym otworzył firmę i zna się na branży. nie ma natomiast pojęcia o marketingu. Zatrudnia więc osobę, która będzie się nim zajmowała, bo on sam nie ma na to czasu. Ponieważ jednak nie wie, czym jest marketing, zatrudnia kogoś, kto się na nim kompletnie nie zna, ale skoro się zgłosił na dane stanowisko, to pewnie się zna… A skoro się zna, a za swoją pracę prawie nie chce zapłaty to już w ogóle cudownie!
To samo tyczy się wspomnianej wyżej psycholożki. Bo co to za filozofia ten cały dział Zasobów Ludzkich.
Bo Social Media to pestka
– No dobra, ale Social Media to może robić przecież każdy. – Powiecie. – Marketing to pestka! To taka bajka! Tylko ile z was tak na prawdę wie, czym jest marketing? Albo chociaż wie, że równanie: marketing = reklama jest absolutnie błędne? No właśnie. Gdyby marketing był taką pestką, studia dotyczące tej dziedziny nie trwałyby nawet i po 5 lat.
Na forum „dam pracę/szukam pracy” ktoś trafnie napisał, mając nadzieję na wyprowadzenie dziewczyny z błędu w jej myśleniu o zatrudnieniu i pracodawcach, stawiając sprawę jasno: pracodawca miałby wziąć cię do siebie, poświęcić czas na uczenie, bo przecież, jak sama przyznajesz, wciąż czytasz, ale nadal wiesz niewiele, więc musisz czytać więcej i jeszcze więcej się uczyć. Pracodawca musi zainwestować, bo stanowisko robocze to koszty. Komputery na drzewach nie rosną, energii również nie wytwarzają sobie ze słońca. I na koniec miałby ci jeszcze za to wszystko płacić i to „nie mniej niż 1500zł”.
Dziewczyna była twarda w swoich skrzywionych przekonaniach o idylli, w której mieszkają pracodawcy, o tej krainie mlekiem i miodem płynącej, w której zamiast wody w basenie jest szampan, a obiady serwuje Ewa Wachowicz we własnej osobie. Dyskusję zakończyła twierdząc iż wierzy, że pracodawcę STAĆ NA TO, żeby ją zatrudnić i zapłacić nawet więcej niż niezbędne jej do życia minimum (które, trzeba przyznać, wcale takie małe nie jest) i dziwi się, że post poruszył tak liczne grono tak wielkich „znawców rynku”.
Post został usunięty. Dziewczyna, jak mniemam nieprzekonana do tego, by pójść ścieżką… Ścieżką lub szkolnym korytarzem do sali z napisem „historia”.
Fajny artykuł. Przyjemnie się czytało. Zgadzam się. Pracodawcy zatrudniają byle kogo na stanowiska specjalistyczne, a potem się dziwią, że to stanowisko niewiele wnosi do firmy. Ile przedsiębiorców byłoby przekonanych do specjalistów ds. marketingu, gdyby zatrudniliby choć jednego specjalistę w swoim życiu i byli przygotowani na rozwój swojego przedsiębiorstwa. I vice versa. Rynek jest chłonny jak gąbka, ale mało jest materiału, który nadałby mu kształt. Pomimo tego jestem bardzo pozytywnie nastawiony co do rozwoju Polski 🙂 Pozdrawiam!
Ja tez mam jeszcze nadzieję, że coś się jednak zmieni. Kierunek „Zarządzanie”, który na niektórych uczelniach nastawiony jest na kreowanie przyszłych przedsiębiorców jest dla mnie kluczem do sukcesu i zmian, bo managerowie z wykształceniem managerskim wiedzą, kogo zatrudniać. Ale cóż, czas pokaże.
Abstrahując od szukania pracy niezgodnej z kompetencjami: 1500 zł na rękę to jest niewolnictwo XXI wieku, a nie roszczeniowa postawa. W McDonald’s zarabia się więcej robiąc kanapki po podstawówce na umowę o pracę, więc proszę nie propagować postawy dawania ruchać się w dupę na warunki pracy jako jedyną słuszną. Nie po to człowiek się rozwija, uczy, stara, żeby tyrać za niegodne człowieka pieniądze.
Co do kierunku studiów vs. kompetencje – ma się to nijak do siebie. Znam programistę po filologii angielskiej i idzie mu całkiem dobrze. Nie musi kończyć studiów informatycznych, bo programować nauczył się sam. I nigdy nie dał się wkręcić w jakieś marne 1500 zł/m-c. Tyle to można wziąć za tygodniowe zlecenie.
Ok, programowanie to dość ścisła i wyjątkowa dziedzina i owszem, nawet z dyplomem IT można być znacznie gorszym programistą od kogoś, kto ma pasje i sam uczył się w tym kierunku. Ale zostawiając programowanie – mamy jeszcze inne zawody i innych specjalistów, którzy nie trafiają tam, gdzie powinni.
Oczywiście, że 1,5 tyś zł to mało, ale po kilkunastu miesiącach szukania pracy tonący brzytwy się chwyta, więc albo godzisz się na niewolniczą pracę w zawodzie i motywuje cię do niej pasja i nadzieja, że może jednak po zdobyciu doświadczenia uda się znaleźć coś lepszego, albo lądujesz na kasie (jak moja znajoma po fachu), która ma stałe dochody, umowę o pracę, co zachęciło ją do wzięcia się za życie prywatne – razem z mężem stać ją na własne mieszkanie (na kredyt) i dzieci.