Kampania, o której sam niebawem usłyszysz
W siedzi pojawiła się kampania promująca pryszcze. Nie wiem, co innego ta kampania ma sobą reprezentować. Wmawia ludziom, że problemy skóry to coś normalnego, z czym muszą nauczyć się żyć. (Film na końcu artykułu).
To się leczy, więc się wylecz
Nie będę tu wyciągać swoich starych zdjęć, ale sama byłam „ofiarą” kosmetyczki*.
Mam cerę mieszaną, co znaczy, że przez środek buzi: od czoła do brody mam cerę tłustą, a policzki suche. W okresie dojrzewania dostałam pryszcze. Problem dotyczył tylko tłustych miejsc na twarzy i nieznacznie dekoltu, czyli jak coś wyskakiwało to tylko na czole, nosie, brodzie lub poniżej szyi. Wtedy też „zaprzyjaźniłam się” z podkładem, który pomagał mi je ukryć (żeby nie było: TYLKO Z PODKŁADEM, bo na sensu stricte malowanie się byłam w swoim mniemaniu za młoda. Rzęsy zaczęłam malować dopiero na 4 roku studiów, czego żałuję, bo wtedy uzależniłam się od makijażu.
Nieodpowiedni lekarz
W klasie maturalnej wybrałam się do lekarza dermatologa. Pierwszego lepszego. Pani doktor przepisała mi jakieś antybiotyki bez podawania przybliżonej daty zakończenia kuracji. Nie podobało mi się faszerowanie się antybiotykami w nieskończoność, bo, wówczas jako przyszła studentka biologii wiedziałam, jak bardzo długotrwała kuracja szkodzi organizmowi.
Pani doktor poleciła mi również swoją znajomą kosmetyczkę i zabieg oczyszczania twarzy.
Wszechmocna moda
Mimo sprzeciwów mamy, która wiedziała, czym grozi zabieg czyszczenia twarzy zwłaszcza u osoby z problemami skórnymi, uległam modzie. Wówczas każdy przed studniówką wybierał się na ten zabieg.
W tajemnicy przed mamą tata zabrał mnie do kosmetyczki.
Nie był to zabieg popularnej dziś (albo do niedawna? Nie jestem na bieżąco) mikro-dermabrazji, ale zwykłe, mechaniczne oczyszczanie twarzy.
Kosmetyczka zrobi to lepiej
Zabieg oczyszczania twarzy polegał na tym, że moja buzia została zroszona ciepłą wodą, by „zachęcić” pory skóry do otwarcia się. Domowym odpowiednikiem tego zabiegu jest popularna „parówką” (od parowania), która przy okazji jest znacznie skuteczniejsza.
Następnie kosmetyczna wzięła się za oczyszczanie, czyli za wyduszanie zawartości porów twarzy za pomocą jakiegoś tam swojego patyczka.
Zaskoczeniem było dla mnie to, że kosmetyczka nie koncentrowała się tylko na tłustych partiach mojej twarzy, ale na całej. Oczyszczała również policzki, które były gładkie i niczym nie skażone dochodząc aż do uszu, oczyszczała moją idealną skórę na szyi…
Początek koszmaru
Problem z trądzikiem mocno się nasilił, a ja po kilku wizytach przestałam ufać pani doktor dermatolog.
Kiedy rozpoczęłam studia warstwa pudru, którą nakładałam na buzię wzrosła trzykrotnie. Mimo to nie mógł on ukryć okropnych wypukłości na czole!
Wstydziłam się i jednocześnie brzydziłam własnego odbicia w lustrze i swojej twarzy.
Nie wiedziałam, co się dzieje. Problem mocno się nasilił i przeniósł na całą twarz, sięgając aż do uszu, na całą szyję z przodu i na dekolt. Rodzaj pryszczy był inny niż te, które za czasów liceum miałam, jak się okazało, sporadycznie.
Początkowo nie skojarzyłam poszerzenia pola problemów skórnych z wizytą u kosmetyczki. Podejrzewałam uczulenie na różne produkty spożywcze, ale próby wykluczania poszczególnych elementów diety nie dawały żadnych efektów.
Dziewczyno, idź do lekarza!
Pewnego dnia nią na uczelnianej imprezie przysiadł się do mnie kolega z roku wyżej. Oboje byliśmy po paru piwach, więc rozmowa na „trudne tematy” była niczym rozmowa o naleśnikach z dżemem.
Rozmowa dotyczyła mojego problemu z pryszczami. Chłopak przyznał się, że również cierpiał z podobnego powodu, ale w jego przypadku był to inny rodzaj infekcji skóry, znacznie gorszy i bardziej rozległy. Dotyczył nie tylko twarzy, szyi i dekoltu, ale i pleców.
Byłam nastawiona sceptycznie, bo nie wierzyłam, że mój problem da się wyleczyć. Przecież próbowałam!
„Z problemem, który mnie dotyczył ludzie popełniają samobójstwo!” – powiedział mój kumpel. Miał szczęście trafić na panią doktor specjalizującą się w trądzikach. „Kiedy otarłem się plecami o ścianę, moja koszulka była we krwi i w robię” – zobrazował. Patrząc na niego trudno było uwierzyć, że coś takiego miał.
Specjalista specjaliście nierówny
Dostałam namiar na panią doktor. Pierwszą rzeczą, którą zrobiła, jednocześnie absolutnie mnie zaskakując, było wzięcie wymazu ze skórnych zmian, dzięki czemu wiedziała, jaki rodzaj bakterii atakuje moja buzię. Nie musiała eksperymentować z różnymi lekami. Na podstawie wyników wymazu przepisała skuteczną kurację na konkretne bakterie.
Okazało się, że nie jest to jeden rodzaj, ale faktycznie zostałam zainfekowana innymi świństwami przez kosmetyczkę.
Jak dziś pamiętam, kiedy podczas oczyszczania twarzy chwaliła się, że przychodzą do niej również inne dziewczyny w moim wieku, które też mają choroby skóry! Ale w jej mniemaniu kuracja, która aplikowała swoim klientom działała ku ich dobru.
Don’t look at me…**
Pani doktor kurację zaplanowała dwojako: od wewnątrz i od zewnątrz. Wtedy niesamowicie doceniłam samotność, bo moja współlokatorka spędzała w akademiku dosłownie jedną noc w tygodniu. Każdego wieczora przez wspomniane 3 miesiące nakładałam na twarz zieloną maź, która wysychała tworząc na buzi paskudną, ściągającą skorupkę i z czymś takim kładłam się spać.
Rano zmywałam maź zanim ktoś miał szansę mnie z nią zobaczyć i zaczynałam maltretować buzię różnymi spirytusowymi specyfikami, które strasznie drażniły oczy.
Na koniec, przed wyjściem aplikowałam kryjący krem w beżowym kolorze. Krem okropnie wszystko brudził, więc musiałam być bardzo ostrożna, ale był leczył. Jednocześnie robił mi za podkład. Nie był to naturalny kolor ludzkiej skóry, ale wyraźnie beżowa, jednolita maź, która wyraźnie widoczna wyglądała jak maska. Do tego przesuszone, zaczerwienione i łzawiące oczy. W takim stanie maszerowałam na uczelnię i do biura, w którym odbywałam obowiązkowy, studencki staż.
Kosztowna inwestycja w szczęście
Wizyta u pani doktor kosztowała wówczas 100zł, a pierwsza partia leków, która starczyła na około miesiąc, kosztowała 1000zł. Nie są to małe kwoty, ale na szczęście mój tata był w stanie tyle na mnie wydać, bo to on zasponsorował mi kurację.
Dostałam leki oraz absolutny zakaz spożywania wszystkiego, co powoduje pryszcze: czyli pikantne jedzenie i czekolada. Czekolady nie wolno mi było nawet wąchać!
Oczywiście przez cały okres kuracji nie mogłam tknąć alkoholu, co dla mieszkającej w akademiku studentki było istną torturą.
Z powodu brunatnej buzi unikałam lustra. Czułam się nie mniej (ale i nie bardziej) okropnie niż przed rozpoczęciem kuracji. Jednak swoich smutków nie mogłam zatopić zębami w czekoladzie. Na domiar złego wejście do hipermarketu, w którym robiłam zakupy rozpoczynał się potężną aleją z najcudowniejszymi słodyczami.
Zdrowia, szczęścia, pomyślności…
Mając zaledwie 21 lat zrozumiałam, jak cenne w życiu jest zdrowie i ile sensu mają klepane bezmyślnie tradycyjne życzenia. Po kuracji moja skóra nigdy nie wróciła do stanu sprzed pamiętnego zabiegu czyszczenia twarzy u kosmetyczki. Moje pory są poszerzone, co jakiś czas muszę stosować maseczki oczyszczające, bo naruszone kiedyś pory nadal pracują i na nowo się „zapychają”, ale mogę patrzeć w lustro! Jestem zdrowa. W pełni zdrowa. To, co zyskałam dzięki tysiącom wydanym na kurację (około 3tys.) dało mi całkowitą wolność i szczęście. To, co zyskałam dla mnie jest bezcenne.
W wakacje, kiedy uda mi się opalić chodzę bez makijażu.
Na wyjazdach ze znajomymi mogę siedzieć ze wszystkimi w pokoju w pidżamie, a nie czekać aż zgaśnie światło, by, jako ostatnia pognać do łazienki by zmyć swoją dzienną „charakteryzację”, by następnie wstać przed wszystkimi i znów ja nałożyć.
Czuję się wolna od swojego problemu i widzę siebie piękną patrząc w lusterko. Nawet od razu po zmyciu makijażu i podczas pierwszego zerknięcia w lusterko po przebudzeniu się.
Zrób to samo, uwolnij się!
To, co zyskałam dzięki wyleczeniu problemu jest nie do opisania. Zrozumieć to może tylko ktoś, kto wygrał z ciężką chorobą. Trądzik nie jest czymś normalnym. Nie trzeba się z nim godzić. Jeśli próbowałaś kuracji u lekarza i nie pomogło, nie zniechęcaj się! Dowiedz się o specjalistę w twoim najbliższym otoczeniu. Idź do lekarza, który weźmie wymaz ze zmian skórnych i będzie cię leczyć skutecznie, a nie testując na tobie na chybił trafił leki.
Zrób to dla siebie. Zainwestuj w siebie i poczuj się szczęśliwa, bo szczęścia i urody, którą zyskasz dzięki wyleczeniu się z trądziku nie zabierze ci nikt.
Na koniec, jako dowód na to, że się da polecam postęp podczas leczenia udokumentowany zdjęciami zrobionymi przed i na przestrzeni kilku miesięcznego procesu leczenia. Znajdziecie go na portalu Papilot.pl pod tym linkiem.
Polecona mi doktor, która pomogła mnie i mojemu koledze przyjmuje we Wrocławiu. Jeśli interesuje cię namiar, napisz maila. Adres znajdziesz w zakładce KONTAKT.
____________________________________________________________
* Aczkolwiek może jak na nie trafię, to wstawię
** Wstęp do piosenki Christiny Aguilery Beautiful