Jestem świeżo po projekcji filmu „Cruella” obejrzanego w ramach cyklu Kino Kobiet.
Widząc plakat i kojarząc postać z bajki „101 Dalmatyńczyków” podchodziłam do filmu dość sceptycznie, ale recenzja mojej znajomej zachęciła mnie do obejrzenia projekcji.
Ostatecznie – jestem pod wielkim wrażeniem. Dawno nie oglądałam czegoś tak dobrego. A do tego zero seksu, zero nagości i zero jakiejkolwiek – dobrej bądź złej namiętności.
Można? Można! A wcale nie jest to bajka dedykowana dzieciom.
„Cruella” to faktycznie historia postaci z bajki o „101 dalmatyńczykach”, ale skoncentrowana tylko na tej postaci. Film wyjaśnia, skąd wzięła się Cruella de Mon, w bajce ukazana jako okropna karykatura.
Odważne prowadzenie kamery i świetne, długie ujęcia sprawiały, że film nabierał dynamiki.
Dla mnie była to nowość, aczkolwiek wiedząc, jakie efekty stosował Disney w swoich starszych produkcjach, wcale mnie to nowatorstwo nie dziwi.
Po prostu Disney to Disney. Po raz kolejny pokazał, że za tą marką naprawdę coś stoi.
I, jak to Disney – nie jest to film do obejrzenia tylko jeden raz w przeciwieństwie do wielu produkcji z ostatnich nastu lat. „Cruella” naprawdę daje do myślenia i skłania do refleksji.
Uzmysławia, jak silne są powiązania genetyczne.
Film przemyca niezwykle ważną wartość, jaką jest lojalność. Pokazuje też, że warto rozwijać swoją pasję oraz umiejętności i dążyć do spełnienia marzeń.
Ale pokazuje też, do czego może doprowadzić władza oraz jak skutecznie służbiści potrafią blokować drogę do sukcesu osobom uzdolnionym, co się nagminnie dzieje i czego ja od lat doświadczam będąc blokowaną przez działy HR (podczas gdy je omijając, jestem słusznie doceniana).
W filmie ukazano kulisy działania firm brandowanych nazwiskami znanych, niekiedy nie żyjących już projektantów oraz najkrótszą drogę do bycia zauważonym.
Spełniając wymogi Akademii Filmowej, w „Cruelli” zobaczymy Murzynkę, geja i mniejszości narodowe (Żyda, Hindusa i człowiek o nieokreślonej przynależności etnicznej, którą mogę wrzucić do worka pod tytułem „kolorowy”), z czego Hindus oczywiście pracuje w kebabie.
Role tych osób były doskonale wplecione w fabułę i nie sprawiały wrażenia upchniętych tam na siłę, albo rażąco uwydatnionych.
Czy polecam?
Bardzo!