Moda na niedbanie i siebie i akceptowanie własnych kompleksów i niedoskonałości, zamiast zmienienie ich, to coś, co od pewnego czasu panoszy się w polskich mediach społecznościowych.
Niezaprzeczalną guru w tej kwestii jest Martyna Kaczmarek.
Spontanicznie opublikowana przeze mnie relacja na Instagramie spowodowała prawdziwą burzę. W dużej mierze odezwały się obrończynie Martyny Kaczmarek, ale było też kilka dziewczyn, które doskonale się ze mną zgadzają.
Nasze społeczeństwo tyje
Nie uważam, żeby promowanie bycia bylejakim i zaniedbanym, bycia po prostu zapuszczonym i niezdrowym było dobre. Problem otyłości wśród nastolatków zwiększa się z roku na rok, więc nie – nie ciałopozytywność, tylko ruch, sport i zdrowa dieta! Zwłaszcza, że z tych otyłych nastolatków wyrastają następnie otyli i niezdrowi dorośli.
Nie – akceptowanie zapuszczenia i otyłości, tylko dbanie o siebie i swoje zdrowie.
Nie dziwi mnie, że sprzymierzeńcami Martyny są osoby, którymi po prostu nic się nie chce i które nierzadko mają nadwagę, co widać po profilach tych osób. Łatwiej jest nic nie robić, przytakiwać Martynie i udawać, że wszystko jest w porządku, bo ja już tak wyglądam i już, niż wziąć się za siebie.
To, że Martyna jest promowana w TV, naprawdę nie znaczy, że ma rację.
Ciałopozytywność doskonale skomentował jeden z lekarzy, który dodał do niej jeszcze „nadciśnieniopozytywność”, „cukrzycopozytywność”, „miażdźycopozytywność”.
Na szczęście są osoby, które zdrowo promują kobiety
To, co obserwuję po prostu mnie przeraża. Body positive promowany przez Martynę Kaczmarek to nic innego jak namawianie dziewczyn do akceptowania swoich kompleksów i nie robienia ze swoim ciałem niczego.
W ogromnym kontraście do niej jest wciąż Ewa Chodakowska, która motywuje, mobilizuje i zmienia życie kobiet. Na swoim profilu nie raz publikuje metamorfozy sylwetek swoich dziewczyn, które z nią ćwiczą.
Zresztą sama nie musiałam daleko szukać. Moja przyjaciółka zza płotu zawsze była szczupła, ale kiedy pokazała mi się po ciąży, w której utyła tylko tyle, co woda i dziecko, prawie jej nie poznałam.
– Jak to zrobiłaś?
– Ćwiczę z Chodakowską!
Mimo to body positive znajduje wiele zwolenniczek. Wiadomo, znacznie łatwiej jest nie robić nic i po prostu się zaakceptować, niż ćwiczyć, zmienić nawyków żywieniowych.
Mało kto zapomina, że nie chodzi tu tylko o sensu stricte tuszę. Dziewczyny, które są szczupłe mimo to mogą mieć kompleksy.
Ćwiczenia i zdrowy tryb życia, w tym dieta to lepsze samopoczucie, więcej energii, a dodatkowo i wygląd. Nie koniecznie chodzi o utratę wagi. Mamy różne budowy ciała. Nie mniej jędrna skóra osoby, która ćwiczy i stosuje zbilansowaną dietę jest inna – jest świetlista i dotleniona, jest mniej narażona na wystąpienie cellulitu.
A poza tym – kiedyś nie było ludzi otyłych, co jest najlepszym dowodem na to, że dieta ma znaczenie, a dodatkowych kilogramów wcale nie trzeba akceptować, a po prostu je zrzucić.
Fakt, że dieta może pomóc w zlikwidowaniu cellulitu potwierdza z kolei druga niezwykła trenerka – Ania Lewandowska, która, jak zauważyłam, jest nie mniej piętnowana, co Ewa Chodakowska.
Zmiana nawyków zmienia życie
Doskonałym przykładem tego, że lepiej coś zmienić, niż zaakceptować jest, również obecna w mediach społecznościowych 100_kg_lzejsza Kasia Guzik, która udowodniła, jak ważna jest determinacja i cel. Kasia pokazała, że chcieć to móc.
Jednak jest bardzo mały procent osób, które są w stanie – i nie chodzi tutaj tylko o determinację – schudnąć ze znacznej otyłości bez operacji bariatrycznej.
Ale i tu mamy doskonały dowód na to, że można i, że się da. Tu wkracza Paula Gruszecka o TikTokowym pseudonimie Gruba.
Zdrowa dieta zdrowej diecie nie równa
A dlaczego tak się tego tematu czepiłam?
Od zawsze sport był w moim życiu ważny i zdawało mi się, że nie jedząc śmieciowego żarcia wszystko jest ok.
Okazało się, że nie.
Pomimo uprawiania sportu z bardzo wielu dziedzin i regularnych ćwiczeń fitness modelujących sylwetkę, nadal nie wyglądałam tak, jak bym sobie tego życzyła. Przekonałam się, że ćwiczenia dopiero w połączeniu ze zdrową dietą dają odpowiednie rezultaty.
Ale czym jest ta zdrowa dieta?
Poza zbilansowanymi posiłkami, nie objadaniem się i kontrolowaniem zachcianek (którymi w moim przypadku była czekolada na kolację), to również wykluczenie wszystkiego, czego nasz organizm, a przede wszystkim żołądek nie akceptuje. To zwrócenie uwagi na alergie pokarmowe i wykluczenie z diety szkodzących nam elementów.
Makijaż – brak makijażu
Komentarzy, które pojawiły się do mojego stories na Instagramie, oczywiście te, które cokolwiek wnosiły, a nie tylko mnie wyzywały, czy obrażały, które były chociaż w minimalnym stopniu sensowne była dosłownie garstka.
Osoby na pozór nie tolerujące hejtu obrażały mnie bezpodstawnie i… hejtowały.
Najbardziej absurdalna była jednak dyskusja odnośnie makijażu.
Nie mówię, że jest to konieczne na co dzień, nie namawiam, żeby malować się zawsze i wszędzie – chociażby idąc z psem na spacer albo po bułki. Sama potrafię wyjść z domu niepomalowana, ale tam, gdzie nie spotkam klientów ani uczniów. I zwykle robię to latem.
Na co dzień minimalizuję makijaż, albo stosuję tzw. make-up no make-up. Bez powodu (gala, bal, czy jakaś większa impreza, tudzież sesja zdjęciowa na blog) nie lubię malować się mocno.
Zresztą o noszeniu na co dzień podstawowego makijażu mówiłam na swoim vlogu.
Absurdalne jest dla mnie wstawanie przed swoim facetem i gnanie do łazienki, żeby się pomalować, żeby tylko ów facet nie zobaczył nas sote. To są przegięcia w drugą stronę.
Są jednak miejsca i sytuacje, kiedy makijaż jest konieczny. I wymaga go wręcz szacunek do danego miejsca i osób, to element savoir-vivre. Idąc na bal, czy galę i ubierając wieczorową sukienkę, makijaż jest niezbędnym elementem kobiecej stylizacji. Jest jej uzupełnieniem. Podobnie jest z pracą – idąc do biura dbamy o to, żeby wyglądać schludnie, a makijaż jest do tego schludnego wyglądu dodatkiem.
Proste!
Ale wśród kontrargumentów pojawił się taki, który mówił o równości kobiet i mężczyzn i o tym, że skoro mężczyźni się nie malują, to i kobiety też nie muszą. Tutaj zasada równości płci poszła znacznie za daleko. Mężczyźni nie chodzą w sukienkach, a kobiety nie noszą brody. Kobiety i mężczyźni różnią się od siebie pod wieloma względami. Równość płci dotyczy tylko i wyłącznie równych praw, a nie… Makijażu.
Mężczyźni dbają o siebie w inny sposób, bo są mężczyznami. Makijaż jest przeznaczony dla kobiet.
A brak makijażu u kobiety na gali można porównać do braku garnituru, niechlujnie ułożonej fryzury, czy zaniedbanego zarostu u mężczyzny.
Martyna Kaczmarek natomiast wmawia, że makijaż jest wyborem, a jedynym właściwym jest jego brak. Tylko jaki to wybór, jeśli makijaż wpływa na naszą pewność siebie i samopoczucie? Jej wypowiedzi powodują, że kobiety, które malują się na co dzień, a szczególnie te, które lubią mocniejsze makijaże są poniżane i hejtowane. Wmawia, że trzeba być tolerancyjnym dla braku makijażu, ale jakimś cudem działa to na nie korzyść tych, które lubią podkreślać swoje piękno i wybierają inną drogę.
Nie umiesz? To się naucz!
„A co jeśli ktoś nigdy nie robił sobie makijażu i nie ma w tym doświadczenia? Chyba lepiej już iść nie pomalowanym niż zrobić sobie nieudolny makijaż. Jeszcze rozumiem, że jak raz idzie się na bal czy inną imprezę to można iść do wizażystki, ale jeżeli ktoś pracuję w sferze biznesu to raczej nie będzie co dziennie rano chodził na makijaż.”
A co za problem nauczyć się malować? Można to zrobić samodzielnie. Tysiące dziewczyn na świecie codziennie maluje się do pracy i nikt im w tym nie pomaga. To tylko kwestia chęci i praktyki.
Kiedy pewnego razu dostałam zaproszenie na wesele w roli osoby towarzyszącej, a do tego osoby towarzyszącej świadkowi, która, siłą rzeczy byłaby w centrum uwagi, wiedziałam, że muszę się pomalować. Do tej pory malowałam się tylko na co dzień – robiąc wspomniany już makeup-no makeup. Na gale malowałam usta czerwoną szminką i „byłam zrobiona”. Ta sytuacja wymagała nieco więcej poświęcenia i umiejętności.
Nie było mowy, żebym poszła na makijaż do wizażystki. Kilka razy byłam malowana na sesje zdjęciowe, czy pokaz mody, ale był to makijaż na daną potrzebę. Nie był natomiast kompletnie takim, w jakim bym się dobrze czuła.
Przez kolejne dwa tygodnie dzielące mnie od wspomnianego wesela, codziennie wieczorem przed myciem się brałam lusterko i wszystkie swoje przybory do malowania i ćwiczyłam.
Po dwóch tygodniach doszłam do fantastycznej wprawy, która przydała mi się przed kolejnymi, dużymi wydarzeniami.
Można? Można! Tylko trzeba chcieć.
„Ciałopozytywność” vs. pozytywne życie
Jak wspomniałam, zorientowałam się, że zdrowe odżywanie nie do końca musi oznaczać odpowiednią i zdrową dietę. Gdyby nie konsultacja z chirurżką plastyczną, nigdy bym się tego nie dowiedziała.
Do chirurga plastycznego poszłam z blizną, którą mam po wypadku na rowerze (sport to zdrowie, ale sporty ekstremalne – zdecydowanie nie), ponieważ chciałam się czuć bez makijażu i w wakacje, chodząc sote równie dobrze, co z makijażem.
Lekarka, widząc moją cerę, poleciła mi przede wszystkim zacząć od diety – odstawić laktozę i gluten, a z blizną wybrać się do dobrego salonu kosmetycznego.
Wyeliminowanie powyższych składników z mojej diety nie było proste. Kilka tygodni zajęło mi dostosowanie się. Musiałam wykluczyć coś, co było absolutną podstawą mojego żywienia. Na początku nie miałam pojęcia, czym zastąpić chleb i co poradzić na maślankę, od której jestem uzależniona?
Rezygnując z mleka, po prostu zrezygnowałam z kawy. A że piłam i tak tylko Inkę i to raz na jakiś czas i dla smaku, nie było to aż tak trudne.
Metodą prób i błędów sprawdzałam, co z czym pasuje i co faktycznie mi nie szkodzi, a w między czasie się doedukowywałam. Okazało się, że maślanka jest całkiem nie groźna, ponieważ nie zawiera laktozy, podobnie zresztą jak masło. Masło to sam tłuszcz, a maślanka, pełna baterii mlekowych, jest od cukru mlecznego wolna, ponieważ zjadają go właśnie owe bakterie.
Podobnie rzecz się ma z jogurtami, którymi zastąpiłam w swojej diecie śmietanę.
W wyniku dalszego doedukowywania się dowiedziałam się, że czekolada jako tako mi nie szkodzi, ponieważ kakao neutralizuje działanie laktozy, a białe pieczywo zastąpiłam ciemnym.
Przez jakiś czas piekłam też biały, bezglutenowy chleb z mąki kukurydzianej.
Efekt?
Nagle bez dodatkowego wysiłku, ponieważ cały czas ćwiczyłam i stosowałam zasady Francuzek*, moja sylwetka się wysmukliła, a cera znacznie poprawiła. Okazało się, że z powodu glutenu moje ciało było wciąż opuchnięte. Miałam opuchnięty brzuch, którego nie byłam w stanie zrzucić, miałam opuchnięte stopy i dłonie. Stopy do tego nawet stopnia, że wszystkie moje wsuwane buty sprzed wykluczenia glutenu kazały się być za duże o pół rozmiaru!
Wygląd mojej cery i skóry znacznie się poprawił. Co roku w lecie wstydziłam się założyć krótkie spodenki z powodu strasznej wysypki na nogach. Kiedy upał był nie do zniesienia i musiałam się przemóc, ludzie patrzyli na moje nogi z przerażeniem, a niektórzy pytali, czy coś mnie tak strasznie pogryzło.
Przytakiwałam, nie wdając się w dyskusję.
Po odstawieniu laktozy kropki zniknęły, a ja poczułam, jakbym dostała nowe życie.
Poza tym czułam się znacznie lepiej. Mam więcej energii. Zmieniając tylko dietę schudłam i nagle zaczęłam się swobodnie mieścić we wszystkie ubrania, jakie mam w szafie. Skończyły się u mnie wahania wagi, wynikające z większej lub mniejszej ilości spożytego glutenu. Nagle, otwierając szafę, mogę założyć to, na co mam w danym momencie ochotę, a nie to, co będzie dobrze mnie maskować.
Do tego zmieniła mi się sylwetka. Nie muszę już ukrywać nabrzmiałego brzucha, co przy mojej „szczupłości” wyglądało okropnie i było bardzo niekomfortowe w kwestii codziennego szukania takiej stylizacji, która go zamaskuje.
Wcześniej zazdrościłam koleżankom i klientkom, które, mimo znacznie większych rozmiarów niż ja, mogły swobodnie nosić obcisłe sukienki, które pięknie podkreślały im talię.
Ja, czego bym nie robiła, ile hula-hop bym nie kręciła i brzuszków nie zrobiła (a potrafiłam robić i po 100 dziennie w ramach jednego treningu, nie mówiąc już o innych, rewelacyjnych ćwiczeniach na brzuch, które podpowiedziała Ewa Chodakowska, zawsze miałam z przodu wypukłą kulę.
Za tymi zamianami naturalną koleją rzeczy przyszła większa pewność siebie i więcej uśmiechu.
Zmieniając swoje stylizacje, zmieniłam swój wygląd, co bezpośrednio przełożyło się na zmianę jakości życia. Dobrze wyglądając i będąc pewnym siebie łatwiej o pracę i podniesienie standardu życia. To idzie w parze. Potwierdza to zresztą wspomniana wcześniej Kasia Guzik.
Samo pozbycie się kompleksów i zaakceptowanie siebie taką, jaką się jest nie da tego wszystkiego. Wzięcie się za siebie i zrobienie wszystkiego, co się da – owszem.
Aczkolwiek już sama zmiana ubioru, fryzury i makijażu potrafi sprawić cuda, ale o tym w innym artykule.
Ciałopozytywna burza
Stare powiedzenie mówi uderz w stół, a nożyce się odezwą. Nie odezwą się, jeśli nie trafisz na słaby punkt. To dziwne, bo nie jestem ani pierwszą, ani jedyną osobą, która nie zgadza się z manifestowanym przez Martynę nicnierobieniem. Nie byłam też pierwszą osobą, która wyraziła swoją opinię na ten temat, ani która ujęła to tymi właśnie słowami.
Ale faktem jest, że trafiłam w ów czuły punkt.
Nie wiem tylko, jak sesja zdjęciowa może być „ostrym treningiem”.
Na poniższym zdjęciu z video Ewa Chodakowska w pięknej kreacji z idealnym makijażem świętuje 10-lecie sukcesu swojej firmy.
Dalsza odpowiedź była taka:
Martyna Kaczmarek zaskoczyła mnie swoją niewiedzą na temat Ewy Chodakowskiej i Anny Lewandowskiej, które absolutnie nie są żadnymi trenerkami personalnymi, ale odnoszącymi sukcesy przedsiębiorczyniami. Sport od zawsze był i jest ich pasją! A to faktycznie – zmienia perspektywę, nie?
Żeby dbać o siebie, nie trzeba ćwiczyć bez przerwy. Zresztą coś takiego nie jest nawet zdrowe. Ja sama, trenując na studiach 5 dni w tygodniu, przez pewien czas miałam tak niski poziom tłuszczu w organizmie, że przestałam miesiączkować.
Jane Foda, do dziś piękna i szczupła aktorka powtarza, że żeby być zdrowym i szczupłym potrzeba zaledwie 7 minut ćwiczeń dziennie.
Ostatnią informacją, zanim Martyna Kaczmarek mnie zablokowała było jej tłumaczenie się… Ale co mają wygibasy do konkretnego i skutecznego treningu? Robienie „wygibasów” o niczym nie świadczy.
Ale, jak napisała mi w prywatnej wiadomości Ewa Chodakowska, która przyznała, że nie ma pojęcia, kim jest Martyna Kaczmarek i o co chodzi z tą burzą, wszystkie treningi z nią są dostępne za darmo na YouTube. „Trzeba tylko wstać z kanapy” – zakończyła.
Po całej akcji przejrzała trochę informacji o Martynie i zrozumiałam, że najbardziej zapalnym tematem był biznesowy sukces Ewy i Anny. Sama Martyna, jak się okazało, również próbowała rozkręcić coś swojego, jak na influencerkę, która wykorzystuje swoje 5 minut przystało – własną markę odzieżową.
Hejt polał się nie tylko z powodu nazwy marki, która nawiązywała do feminizmu jak i sama oferta. Skrytykowana została nie tylko rozmiarówka oferowanej marynarki – od 36 do 42, więc gdzie ten body pozytywizm, skoro dyskryminowane są osoby plus size, dla których Martyna jest guru, ale i jej krój.
Kolejnym argumentem była cena – marynarka w słabym kroju za prawie 500 zł.
Z podsumowań działalności marki wynika, że w październiku 2021 roku pod marką Martyny sprzedało się 15 marynarek, 302 apaszek i 64 sukienki, a w listopadzie – 15 marynarek, 40 apaszek, 23 sukienki, 104 apaszki oraz po 78 toreb i kosmetyczek (źródło). Po zamknięciu przedsięwzięcia influencerka rozważała powrót na etat.
Wokół książki Martyny również powstało wiele kontrowersji. Została posądzona o przedrukowywanie cudzych myśli i tekstów i brak jakiejkolwiek pracy odtwórczej.
A i to nie wszystko.
Zastanówcie się zatem sami, bo mi nie potrzeba już więcej dowodów na to, że sukces idzie za byciem autentycznym, dbaniem o siebie i dążeniem do celu, czego przykładem są dla mnie Ewa Chodakowska, Ania Lewandowska ale również Kasia Guzik i Paula Gruszczyńska. A ja sama to potwierdzam, bo i moje życie zmieniło się, kiedy się za nie wzięłam, zaczynając od samej siebie!
Akceptowanie tego, jak wygląda rzeczywistość i godzenie się z faktami nie prowadzi do niczego.
_______________________
* Francuski wykorzystują każdą możliwość, żeby się poruszać: zamiast korzystać z windy – chodzą schodami, jeśli mogą, wybierają rower zamiast samochodu i dużo i często chodzą pieszo, np. na nieduże, ale częste zakupy.